MOJE ATENEUM to cykl spotkań-rozmów z aktorami Teatru Ateneum.
Rozmawiamy o historii naszej sceny, przypominamy największe kreacje aktorskie, próbujemy uchwycić specyfikę Ateneum we wspomnieniach i anegdocie.
Rozmowę prowadzi Jacek Wakar.
Bohaterem piątego spotkania jest Wiktor Zborowski.
Dla publiczności Teatru Ateneum sprawa jest najzupełniej oczywista: Wiktor Zborowski to człowiek stąd, aktor sceny na Powiślu, jeden z jej symboli, nie do pomylenia z kimkolwiek innym. Widzowie mają rację, bowiem artysta stworzył tu kilkadziesiąt fantastycznych ról, brał udział w legendarnych inscenizacjach, jako ten największy z chóru Słowiki Ateneum w „Hemarze”, budził radość i wzruszenie miłośników swej sztuki.
Nie ulega też wątpliwości, że znakomity aktor nosi Ateneum w sobie, pamięta o wyjątkowych przyjaciołach z tutejszego kolektywu, ale do zespołu nie należy już od lat szesnastu. Wybrał bowiem drogę wolnego strzelca, sam wybiera projekty, w jakich bierze udział, jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. A mimo to nawet nie próbuje zaprzeczać, że jego związek z Ateneum to coś nieporównanie więcej niż kwestia etatu. To sprawa duchowego powinowactwa, tradycji teatru aktorskiego, jakie wyniósł z rodzinnego domu. Nic w tym dziwnego, skoro bratem mamy, a więc wujkiem Wiktora, był nie kto inny niż Jan Kobuszewski, aktor wielki dosłownie i w przenośni.
Niewiele jednak brakowało, żeby życie Zborowskiego potoczyło się zupełnie inaczej. Warunki fizyczne i najprawdziwszy talent sprawiły, że jako młody człowiek odnosił sukcesy jako koszykarz, grał nawet w juniorskiej reprezentacji Polski. Kontuzja spowodowała jednak, że musiał porzucić sportowe ambicje. Postanowił spróbować zdawać na aktorstwo. Jak się nie uda, rozważał plany b, c i d.
Dostał się jednak za pierwszym razem i połknął bakcyla. Uczył się od najlepszych – choćby Świderskiego, Sempolińskiego, Kreczmarów, Łomnickiego, wreszcie Ryszardy Hanin – opiekunki jego roku w warszawskiej PWST. Po studiach trafił pod skrzydła Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym, komediowego kunsztu uczył się od najlepszych w Kwadracie, ale to w Ateneum rozkwitł. Grał role większe, mniejsze i epizody, ale zawsze nadawał im szczególny wyraz, co doceniała publiczność, która chodziła „na Zborowskiego” i trudno było jej się dziwić. Potrafił celowo pozbyć się własnej charyzmy, jak choćby w świetnym „Shitzu” Levina, ale nigdy wewnętrznej szlachetności. Bo chyba właśnie ona stała się znakiem rozpoznawczym scenicznych wcieleń Wiktora Zborowskiego. I jego prywatnie też.
W spotkaniu z cyklu „Moje Ateneum” porozmawiamy o latach spędzonych na Powiślu, najważniejszych artystycznych spotkaniach, śpiewaniu, bowiem w tej dziedzinie jest niezrównanym mistrzem. Dotkniemy kina, bo dzięki filmom Jerzego Hoffmana („Ogniem i mieczem”) i Janusza Majewskiego („C.K. Dezerterzy”) aktor zaznał smaku gigantycznej popularności. I zastanowimy się nad granicą, gdzie kończy się sztuka, a zaczyna życie, bo to ono było i jest dla Wiktora Zborowskiego zdecydowanie najważniejsze.
MOJE ATENEUM: WIKTOR ZBOROWSKI
Zapraszamy 14 czerwca, o godz. 19:00
Bilety: 20 zł →