Teatr na Powiślu to od 43 lat dom Mariana Opani, obchodzącego w tym roku Jubileusz 60. pracy artystycznej.

Marian Opania zagrał w Ateneum niezliczone, krańcowo odległe od siebie role. Był Słowikiem Ateneum, obok Mariana Kociniaka, Wiktora Zborowskiego, Jacka Borkowskiego. Ze Zborowskim wielokroć tworzył jedyny w swoim rodzaju duet – wiadomo, do złudzenia są do siebie podobni… Grał na wszystkich naszych scenach, we wszystkich chyba miastach w Polsce, zwiedził ze spektaklami z Ateneum kilka kontynentów. Pracował pod kierunkiem najwspanialszych reżyserów, by wymienić tylko dyrektorów Janusza Warmińskiego i Gustawa Holoubka, Krzysztofa Zaleskiego, Andrzeja Pawłowskiego, Barbarę Sass-Zdort, Agnieszkę Glińską, Janusza Wiśniewskiego. Ostatnio upodobał sobie przede wszystkim monodramy – “W progu, czyli tajemnicę zaniechanych spodni” oraz gorzko-śmieszną “Meneliada”.

Jubileusz 60. pracy twórczej Mariana Opani łączy się z jeszcze jednym teatralnym świętem. “Ojciec” Floriana Zellera w reżyserii Iwony Kempy, w którym Marian zagrał przejmująco tytułową rolę starego chorego człowieka tracącego kontakt z rzeczywistością, 18 – go października zostanie zagrany setny raz. Ci, co widzieli w tej roli nagrodzonego Oscarem Anthony’ego Hopkinsa wiedzą (niczego sir Hopkinsowi nie ujmując), że Opania jest tylko jeden. Godzien wszelkich Oscarów i wszystkich nagród świata.

Marian Opania to wielki aktor, postać wyjątkowa i absolutnie niepodrabialna, barwa w polskiej kulturze jedyna w swoim rodzaju. Wspaniały spec od komedii, a za chwilę mistrz tonów tragicznych, choć rzadko wykrzykiwanych, raczej szeptanych przez ściśnięte gardło. Aktor Andrzeja Wajdy (pamiętacie redaktora Winkla z “Człowieka z żelaza”?), Kazimierza Kutza, Wojciecha Marczewskiego, wielokrotnie Janusza Zaorskiego (“Matka Królów”, “Piłkarski poker”), wytrawne estradowe zwierzę, a w piosence aktorskiej raz wyciskający łzy liryk, a za chwilę drapieżny buntownik z songów Wysockiego i Okudżawy. Po prostu Opania. Marian Opania!