O naszych aktorach przeczytacie w bieżącym “Subiektywnym spisie aktorów teatralnych” sporządzonym przed Jacka Sieradzkiego, redaktora naczelnego miesięcznika “Dialog” na łamach portalu e-tatr.pl. 

JAN PESZEK [MISTRZOSTWO], EWA TELEGA [ZWYCIĘSTWO] i MAGDALENA SCHEJBAL [ZWYCIĘSTWO]. 

Gratulujemy!!!

Jan Peszek [mistrzostwo]

Któż jak nie on mógłby zostać polskim Busterem Keatonem? W komedyjce Igora Sawina „Kto nas odwiedzi” (OCH-Teatr, Warszawa) reżyser, choreograf i oryginał Cezary Tomaszewski zobaczył slapstickową burleskę. I aktor ją wykonuje, wcielając się w cztery role naraz (kamerdynera i trzech gości hrabiny), upijając się widowiskowo, wywalając o tę miednicę, co ją widać na zdjęciu, realizując matematycznie wyliczony scenariusz kroków gestów i gagów, rozpędzany coraz mocniej, coraz śmieszniej, w jakimś oszalałym accelerando. Trzeba najwyższej sprawności fizycznej i – ważniejsze – siódmego zmysłu efektów komicznych; miał ją genialny aktor niemego filmu, ma ją polski kontynuator. Zagrali w sezonie – w duecie, jak tu, z Jadwigą Jankowską-Cieślak – jeszcze irlandzką obyczajówkę „Błogie dni” w Ateneum, bardzo porządną, ale jakże – w porównaniu – okropnie zwyczajną.

Magdalena Schejbal [zwycięstwo]

Mały quiz: kto z państwa nie krzyknął w pierwszym odruchu, że pomylono zdjęcia? Janusz Wiśniewski lubi, jak wiadomo, fundować aktorom i aktorkom takie przecharakteryzowywanie fizjonomii, że ich potem rodzony tatuś nie pozna. Tak też się stało w tych „Dziewicach i mężatkach” (jak by się ktoś pytał, chodzi o Molierowskie „Uczone białogłowy”) w Ateneum. Ważne i godne podkreślenia, że serialowa i świetnie rozpoznawalna aktorka dała się tak doszczętnie zamalować, że pokornie i bez cienia gwiazdorzenia weszła w zespołowe granie. A może teatr pomyśli w przyszłości o wykorzystaniu jej na scenie z takim wizerunkiem, w jakim ją rodzice stworzyli, bez szczelnej warstwy maskującej? Ku pożytkowi nas wszystkich, ale i swojemu marketingowemu przede wszystkim.

Ewa Telega [zwycięstwo]

Kamienna twarz: już wspominany tu Buster Keaton wiedział, że dobrze użyta daje lepszy efekt komiczny niż nadmiar min, dobrych dla saperów. W scenariuszu „Demon teatru, czyli mniejsza o to” Bogusława Schaeffera, w którym reżyser i trójka aktorów wzajemnie prowokują się, podszczypują, obrażają i wyczyniają wieczne numery z tej commedia dell’arte, jaką jest świat teatralnych prób, ma sekwencję, gdy z buzią w ciup przez ciągnące się w nieskończoność minuty znosi podgryzania reżysera. I oto paradoks sceny: znieruchomiała fizjonomia, jedynie dźgana przez aktywność partnera, niejako ożywa; zdaje się, że malują się na niej kolejne reakcje, choć w rzeczywistości ani drgnie. Aktorka zawsze miała fantastyczne poczucie humoru, dobrze że znalazło wyraz w udanym spektaklu Andrzeja Domalika na do widzenia z Ateneum.